niedziela, 19 stycznia 2014

Wizyta w Molescie, dzień 3. Poznajemy prawdę.

Wiemy, że nie opisałyśmy wczorajszego dnia, ale tak naprawdę nie wydarzyło się nic ciekawego, bo w końcu co ciekawego może być w zwiedzaniu bardziej różowej kopii Trottingham? Nic, a zwłaszcza gdy jest tyle różowego. Ale przejdźmy do dnia dzisiejszego.
Wstałyśmy rano, zjadłyśmy śniadanie, a potem poszłyśmy się pakować, ale zajęło nam to dłużej niż naszym mamom, więc szybko wzięłyśmy walizki i zeszłyśmy na dół. Ja, Moon, wlokłam swoją na kółkach za rączkę, a ja, Sun, wzięłam ją za pomocą magii. Teoretycznie mogłyśmy poczekać na służących, ale nie miałyśmy ochoty spędzić tu ani minuty dłużej. Dobiegłyśmy pod drzwi wejściowe, ale naszych mam nie było. Gdybyśmy przyszły pięć minut później nie byłoby nic dziwnego. Nasze mamy czekałyby na nas, a my spokojnie wsiadłybyśmy do rydwanów nieświadome prawdy, ale niestety los chciał, że zeszłyśmy właśnie wtedy, gdy krzyk Luny rozdarł ciszę.
- Zostaw nas! - wrzeszczała.
Pobiegłyśmy w tamtą stronę kompletnie zapominając o bagażach. W najciemniejszym zakątku holu Molestor zaatakował Celestię i Lunę! Rzuciłyśmy na niego i już po chwili leżał znokautowany na ziemi, a my siedziałyśmy na nim.
- Jak śmiecie! - wrzeszczał. - Jak śmiecie?! Jestem waszym ojcem!!!
Odskoczyłyśmy przerażone, a on wstał.
- Och, widzę, że nic nie wiecie - uśmiechnął się wrednie. - W takim razie może czas na rozmowę z waszymi matkami?
- Mamo? - zaczęłyśmy chórem.
Celestia i Luna wymieniły spojrzenia, po czym oznajmiły:
- Porozmawiamy gdy wrócimy.
Nie ma sensu opisywać podróży, gdyż była bardzo nudna i stresująca, ponieważ cały czas myślałyśmy o tej tajemnicy.
Gdy doleciałyśmy i wypakowałyśmy bagaże ulokowałyśmy się w pokoju Moon. Siedziałyśmy na jej łóżku owinięte w koc ze srebrnego kaszmiru, a nasze mamy usiadły na kanapie i opowiedziały nam całą historię od początku. Nie miałyśmy już żadnych tajemnic, a prawda chyba nam pomogła, bo teraz przynajmniej wiemy kim jesteśmy. Gdy poszły długo o tym rozmawiałyśmy i doszłyśmy do wniosku, że bez względu na naszego ojca i Molestynę, która okazała się być naszą przyrodnią siostrą, pozostaniemy takie same i nie staniemy się takie jak oni.
Aktualnie siedzimy i zajadamy się ciasteczkami z czekoladą przy pisaniu, więc stąd te okruchy.

piątek, 17 stycznia 2014

Wizyta w Molescie, dzień 1. Urodziny Molestyny

Siedziałyśmy w rydwanie, który miał nas zawieźć do Molesty. Normalnie podróżowałybyśmy tam na własnych skrzydłach, ale po pierwsze miałyśmy mnóstwo bagażu, a po drugie ja, Sunshine, no cóż... nie potrafię latać. Więc, jak już pisałyśmy zanim Sun przerwała leciałyśmy rydwanem, a mi już skrzydła ścierpły. Nie mogłam ich nawet rozłożyć. Ja i Sun leciałyśmy w jednym rydwanie, nasze mamy w drugim, a bagaże w trzecim. Ja, Moonshine, nudziłam się śmiertelnie. Zdążyłam już przeczytać wszystkie książki o Daring Do, a Sunshine nic tylko powtarzała zaklęcie. Usiadłam na miękko wyściełanej podłodze. Wcale nie miałam ochoty spędzić trzech dni w Molescie, a tym bardziej na dziewiętnastych urodzinach Molestyny. Spojrzałam się na siostrę, która dalej mamrotała te swoje zaklęcia. Westchnęłam i przymknęłam oczy. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. 
Z racji tego, że w tamtym momencie Moon urwał się film, ja, Sun, opowiem co się działo w tym czasie. No w sumie to... Nic ciekawego. Uczyłam się zaklęć. Problem zaczął się dopiero gdy miałam obudzić Moon. W ogóle nie chciała wstać! Sprzedała mi nawet potężnego kopniaka, ale szybko znalazłam sposób. Byłyśmy jeszcze jakieś 10 mil od Molesty, więc miałam czas. Podniosłam Moonshine za pomocą swojej magii i wyrzuciłam ją poza krawędź rydwanu i poleciłam pegazom, które nas ciągnęły nie łapać jej. Moon oprzytomniała bardzo szybko i już po chwili stała w rydwanie, bardzo zła, ale zaraz jej przeszło. Stałyśmy i patrzyłyśmy na widoki. Miasto, a właściwie cały kraj był urządzony w rustykalnym stylu. Przypominał nieco Trottingham. Wąskie, brukowane uliczki, domy bielone wapnem, czerwone dachówki. Krajobraz jak z pocztówki. Po środku za to wnosił się pałać. Nic dodać nic ująć. Nie za piękny, ale też nie jakoś zwyczajny. Po prostu pałac. Po wylądowaniu i przywitaniu służące zaprowadziły nas do naszych sąsiadujących ze sobą komnat, żebyśmy się odświeżyły. Ubrałyśmy się w suknie i zeszłyśmy do głównej sali pełnej przyjaciół i prezentów Molestyny. Gdy nas zobaczyła arogancko spytała się czy mamy dla niej prezenty. Molestyna jest od nas prawie dwa razy wyższa, ma krzywe zęby i jeszcze ten jej wredny i piskliwy głos, przez co jest trochę straszna. Gdy dałyśmy jej prezenty zastanawiała się co od nas dostała. Ja, Moon, dałam jej pierwszy tom serii o Daring Do, a ja, Sun, dałam jej księgę z najciekawszymi według mnie zaklęciami, sama wybierałam zaklęcia do tej księgi. Gdy rozpakowała prezenty zaczęło się jej gadanie.

 -Jak śmiecie dawać mi na moje dziewiętnaste urodziny jakąś dziecinną książkę o jakimś tam pegazie i denną księgę z beznadziejnymi zaklęciami. Wstydźcie się małolaty, już moje przyjaciółki przyniosły dla mnie sto razy lepsze prezenty niż wasze marne książeczki.

Po tych słowach za Molestyną pojawiły się jej przyjaciółki. Było ich dziewięć, wszystkie wysokie ale nie tak wysokie jak Molestyna. Trzy z nich były pegazami, cztery jednorożcami, a dwie kucykami ziemskimi. Wszystkie były chude jak anorektyczki, może nawet nimi były. Otoczyły nas i zaczęły się z nas wyśmiewać. Wyobraźcie to sobie, otacza was dziesięć prawie dwa razy wyższych od was klaczy, chudych jak patyk z wielkimi oczami które patrzą na was. Dwadzieścia wielkich oczu wlepionych w was i jeszcze śmiech, głośny śmiech i jeszcze wytykanie wad, a to ta która nie umie latać, a to zapewne za która nie umie czarować. To było straszne więc uciekłyśmy i zaczęłyśmy szukać naszych mam. Stały przy stole z przekąskami a koło nich przechadzał się jakiś ogier, to był Molestor, ojciec tej wredoty, Molestyny. On chyba... podrywał nasze mamy! Gdy do nich podchodził one się odsuwały od niego, to wyglądało jakby kiedyś im coś zrobił i teraz bały się że zrobi to znowu. Podbiegłyśmy do naszych mam, a one zaprowadziły nas w cichsze miejsce. Gdy się odwróciłyśmy ujrzałyśmy Molestora stojącego w tym samym miejscu co wcześniej, uśmiechnął się do nas, to było dziwne. Gdy byłyśmy już w tym najcichszym miejscu opowiedziałyśmy naszym mamą co się stało, a one powiedziały nam byśmy się trzymały z dala od przyjaciółek Molestyny i byśmy starały się dobrze bawić. Nagle usłyszałyśmy jak tłum kucyków śpiewa sto lat wiec podeszłyśmy bliżej i zobaczyłyśmy jak na sale wjeżdża wielki dwu i pól metrowy różowy tort. Na samym szczycie tortu było wetknięte dziewiętnaście różowych świeczek. Po skończeniu śpiewania Molestyna podleciała do świeczek i zdmuchnęła je. Gdy klacz stanęła na posadzce zebrał się przy niej tłum i zaczęli składać jej życzenia, nawet nasze mamy złożyły jej życzenia ale my nie miałyśmy zamiaru tego zrobić. Niestety jak na złość podeszła do nas Molestyna.

 -A wy czego mi życzycie z okazji urodzin, co?

Powiedziałyśmy jej chórem wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń, potem odwróciła się i poszła w stronę tortu. Ja, Sun, powiedziałam Moon by zajęła dla mnie miejsce przy naszych mamach, a ja pójdę po kawałki tortu dla mnie i dla niej. Ustawiłam się w kolejce, kilka kucyków przede mną stała Luna więc moja mama siedziała zapewne przy stole z Moon. Tym czasem gdy Sun stała w kolejce która była długa ja, Moon, rozmawiałam z Celestią na temat przyjęcia, lecz po chwili pojawiła się moja mama i zajęły się jedzeniem, więc musiałam czekać na Sun do puki nie wróci z ciastem. Tym czasem ja, Sun, brałam dla nas ciasto, te kawałki były ogromne nie wiem czy je całe zjemy. Uniosłam talerze z ciastem za pomocą magii i powędrowałam do mojego miejsca. Położyłam talerz z ciastem dla Moon i gdy miałam położyć mój talerz ktoś mnie popchną i upuściłam talerz na podłogę, który się zbiła a ciasto rozmazało się na podłodze. Odwróciłam się by sprawdzić kto mnie popchnął, była to pegazica, jedna z przyjaciółek Molestyny. Ze smutkiem odwróciłam się w stronę stołu i wtedy Moon przesunęła swój talerz w moją stronę i powiedziała że mogę zjeść połowę jej kawałka bo i tak sama takiego wielkiego nie zje. Po zjedzeniu tortu ktoś włączył muzykę i wszyscy prócz nas i naszych mam zaczęli tańczyć. Siedziałyśmy jeszcze tak gdzieś z piętnaście minut, a potem nasze mamy powiedziały byśmy potańczyły trochę. Wstałyśmy z krzeseł i zaczęłyśmy tańczyć, a nasze mamy stały niedaleko nas i o czymś rozmawiały, znowu, o czym one tam ciągle rozmawiają, ciekawe. Impreza skończyła się wczesnym wieczorem bo było sporo do sprzątania. Zjedliśmy kolację i poszłyśmy do swoich pokojów. Byłyśmy strasznie zmęczone tą imprezą. Nagle na zewnątrz rozpętała się okropna burza. Niestety ja, Sun, boje się burzy więc poszłam do pokoju Moon. Tak jak myślałam Moon jeszcze nie spała, zapytałam się jej czy mogę z nią spać, A że łóżko było duże zmieściłyśmy się na nim we dwójkę. I tak minął nam pierwszy dzień w Molescie.

czwartek, 26 grudnia 2013

Nasze Cutie Marks

To jest nasz pierwszy wpis do tego pamiętnika. Ups, zapomniałyśmy się przedstawić.Dziś skończyłyśmy czternaście lat, a mamy na imię Sunshine i Moonshine czyli siostry Shine. Po naszych imionach możecie się domyślić, że ja, Sunshine jestem córką Celestii, księżniczką słońca, a ja, Moonshine, jestem córką Luny, księżniczką księżyca. Nie o tym chcemy dziś pisać. Dziś wydarzyło się coś co zadecydowało o tym kim jesteśmy naprawdę. Trzy dni temu zdobyłyśmy nasze Cutie Marks.
Dzień zaczął się całkiem zwyczajnie, a przynajmniej dla niektórych. Dziś miała przyjechać Molestia z Molestyną. Miałyśmy problem bo Celestia zachorowała parę dni wcześniej i dziś nie miał kto podnieść słońca, więc...
Pozwól, że dalej ja to opiszę, OK?
Tu Sunshine. No więc moja mama zachorowała. Była tak słaba, że nie mogła unieść słońca. Musiałam jej jakoś pomóc! Na moje szczęście wczoraj do późnej nocy uczyłam się zaklęć w tym zaklęcia burzy i zaklęcia... unoszenia słońca!
Zbliżała się właśnie pora, w której Luna miała schować księżyc, a Celestia miała unieść słońce. Tym razem postanowiłam, że ją zastąpię. Ustawiłam się na pozycji mojej matki i gdy tylko zauważyłam, że ksieżyc zniża swoją pozycję, ja wkroczyłam do akcji. Powoli unosiłam słońce nad ziemię. Nawet nie wiem po jakim czasie słońce znalazło się w zenicie, a ja osunęłam się na ziemię. Myślałam, że może uda mi się kontrolować je do końca, nic mnie nie obchodziło, że ominie mnie bankiet. Rozgrzałam róg, którego świeciła mi się już tyko końcówka. Przez moje rozkojarzenie użyłam złego zaklęcia i wywołałam burzę. Potem zapadła nicość.
Jako, że w tamtym momencie Sun urwał się film, ja, Moon skończę za nią. Molestia i Molestyna przyjechały jak zwykle o czasie. Niestety. Bankiet był bardzo nudny, jeżeli mam być szczera. Sun nie było, więc wymknęłam się na dwór i patrzyłam na czerwona łunę na niebie. Szczerze mówiąc w tym momencie podziwiała Sun za to co dokonała.Patrzyłam się na niebo i zastanawiałam się kiedy ja będę mogła unieść księżyc. 
- Ekhm. - usłyszałam za sobą piskliwy głos. No tak, Molestyna. Wszędzie poznam ten pisk.
- Tak? - niestety, musiałam być uprzejma.
- Jak widzę, nasze małe Zero znudziło się balem, co?
- Zero?! - najeżyłam się.
- A no tak. Co ty niby potrafisz, co? Zakład, że w locie mnie nie prześcigniesz.
Mówiąc to poderwała się do lotu. Zrobiłyśmy 5 okrążeń. Z dumą muszę powiedzieć, że mimo sukni wygrałam.
- Ha! No i co? Wygrałam! - krzyknęłam do niej.
- No może tak, ale to nie zmienia sprawy, że nie umiesz czarować. Ja nauczyłam się czarować i latać zaraz po urodzeniu, a teraz w wieku osiemnastu lat jeżdżę na zawody. Może nawet uda mi się dostać do samych Wonderbolts! A ty? Ty nie masz szans. Co tu dużo ukrywać, jesteś zerem tak jak ta twoja głupia mamusia. Sama przyznaj, to Celestia rządzi Equestrią, z unoszeniem księżyca też sobie radziła przez te 1000 lat. Prawda jest taka, że nie potrzebuje ani twojej matki, ani tym bardziej ciebie!
Okropnie się zezłościłam. Nigdy wcześniej niczego takiego nie czułam. Czułam się potężna i straszna. Jak władczyni całego świata. 
- Nie jestem ważna, tak?! - zagrzmiałam. - No to patrz!
To mówiąc rozłożyłam skrzydła i uniosłam się na dwa metry, a za mną powoli unosił się księżyc. Gdy znalazł się w zenicie zostawiłam go mojej matce, opadłam na ziemię i już miałam ją zaatakować gdy podbiegła do mnie Sunshine.
- Zaczekaj! - krzyknęła i rzuciła mi się na szyję. Zesztywniałam. -Zaczekaj. To ja, twoja Sunshine. Nie rób czegoś czego później będziesz żałować, proszę.
Nie wiem kiedy, ale stałam się dawną sobą. Sunshine gdy to zobaczyła odsunęła się ode mnie i osunęła się na ziemię. Pochyliłam się nad nią. Była nieprzytomna. Przeze mnie! Pozostały czas to były tylko urywki. Pamiętam jedynie jak niosłam ją na swoim grzbiecie. Zaskoczone spojrzenia kucyków i to jak opowiadam całą historię. Potem urwał mi się film.
Obudziłam się w szpitalu. Na łóżku obok leżała Sunshine. Podbiegłam do niej.
- O nie! Co ja zrobiłam! - jęknęłam. - To moja wina.
- Wcale nie. - usłyszałam za sobą głos Celestii.
Odwróciłam się i zobaczyłam Celestię i Lunę stojące w wejściu.
- To nie twoja wina. - odezwała się Luna. - Sun była już osłabiona po wczorajszym wznoszeniu słońca, ty nie pogorszyłaś sprawy. Ona sama się uparła by cię szukać mimo swojego osłabienia. Nie zadręczaj się tym.
Celestia podeszła do łóżka, a Luna skinęła na mnie kopytem.
- Chodź ze mną, musisz się jeszcze nauczyć paru rzeczy. - to mówiąc poszła, a ja za nią.
Kolejne trzy dni polegały na nauce wznoszenia księżyca i pilnowaniu mojego drugiego ja, Moonshadow i odwiedzaniu ciągle nieprzytomnej Sun. W natłoku zajęć zapomniałam o naszych urodzinach i przyjęciu z okazji Cutie Mark. Przypomniałam sobie o nich dopiero dziś, gdy kończyłyśmy 14 lat. Niezwykle się smuciłam gdyż przyjęcie bez Sunshine to nie przyjęcie. Spojrzałam się w lustro i zaczęłam przymierzać sukienki. Żadna nie była odpowiednia. Już miałam się rozpłakać gdy do pokoju wbiegła... Sunshine!
- No cześć siostrzyczko! - zawołała - gotowa na wielki dzień?
- Nie powinnaś leżeć w szpitalu?
- A czy ja wyglądam ci na chorą?
- No nie..
- No właśnie! Ja przyniosłam ze sobą sukienkę, a tera chodź przejrzyjmy te twoje suknie.
W końcu wybrałyśmy coś dla mnie, ubrałyśmy się i umalowałyśmy, a następnie zeszłyśmy do sali balowej.
Trudno opisać to przyjęcie, takie było cudowne. Bawiłyśmy się świetnie, wszyscy gratulowali nam naszych Cutie Marks. Dostałyśmy masę prezentów z okazji naszych urodzin. To był najlepszy dzień w naszym życiu!

wtorek, 24 grudnia 2013

Prolog. Od Luny i Celestii.

Tych dwóch minionych dni nigdy nie zapomnimy. Mimo iż jesteśmy tak różne przydarzyło nam się to samo Zostałyśmy oszukane. Zdradzone. Nigdy już nie będziemy takie same. Może najpierw powinnyśmy opowiedzieć co się zdarzyło.
Ostatnio doszły nas słuchy o przekraczaniu granicy naszego kraju. Poleciałyśmy to sprawdzić. Była to granica z maleńkim krajem obejmującym zaledwie jedną górę, Molestą, którą władała nasza zaginiona siostra, Molestia wraz z mężem Molestorem i córką Molestyną. Po przebyciu na miejsce ujrzałyśmy Molestora, który spokojnie przechadzał się między drzewami. Podeszłyśmy się przywitać.
- Witaj Molestorze.
- Witajcie piękne klacze - odpowiedział. - Co was tu sprowadza?
- Usłyszałyśmy o przekraczaniu granicy.
- Ach, to chyba ja. Wasz kraj jest taki piękny. Pewnie podróż była męcząca, w końcu Canterlot jest tak daleko od Molesty. Może zostaniecie na noc, zregenerujecie siły. Molestii i Molestyny niestety nie ma. Pojechały na pokaz mody. Nie dajcie się namawiać, tak dawno u nas nie byłyście, a i Molestanie się ucieszą z powodu przybycia dwóch pięknych sióstr miłoścowej królowej.
- Oczywiście, z chęcią zostaniemy na noc.
- To cudownie! Akurat przyleciał mój rydwan.
Wsiadłyśmy za nim do złotego rydwanu powożonego przez cztery pegazy. Już po chwili znalazłyśmy się w zamku.
Zamek ten był z białego wapienia z różowymi i złotymi zdobieniami. Otoczony był murem z tego samego materiału. Daleko mu było do naszego marmurowego zamku w Canterlocie, a tym bardziej do zamku w Kryształowym Imperium, ale robił wrażenie.
- Nie martwcie się brakiem odpowiednich kosmetyków. Służące zaprowadzą was do komnat, w których znajdziecie wszystko co potrzebne, a potem pokażą wam drogę do sali jadalnej - powiedział Molestor.
Poszłyśmy za służącymi do sąsiadujących ze sobą komnat. Rzeczywiście było tam wszystko. W szafie wisiały cudowne suknie, których mógłby pozazdrościć sam Fancy Pants. Przebrałyśmy się w nie i ruszyłyśmy do sali jadalnej. Zjadłyśmy cudowną kolację niczego nie podejrzewając, ale potem zaczął się koszmar. To co się zdarzyło musimy opowiedzieć osobno. Pierwsza zacznę ja, Celestia.
Gdy doszłam do komnaty poczułam się dziwnie słabo. Kręciło mi się w głowie. Pomyślałam, że to może jeszcze zmęczenie po podróży, więc zdjęłam sukienkę i położyłam się na łóżko. Dopiero po chwili zorientowałam się z obecności postaci stojącej w rogu. Chciałam zapytać się kto to, ale straciłam władzę w ustach. Kucyk zbliżył się do mnie i rozpoznałam w nim Molestora, który po chwili usiadł na łóżku. Chciałam zaprotestować, ale odpłynęłam.
Tu Luna. Teraz moja kolej. W przeciwieństwie do Celestii mi nie podanego niczego na kolacji. Nigdy nie potrafiłam spać w nocy, w końcu to był mój czas. Leżałam na łóżku. Była już północ, gdy do mojej komnaty zapukał Molestor. Otworzyłam mu bez podnoszenia się, czemu nie? Wydawał się być taki miły. Wniósł ze sobą dwa kieliszki szampana. Porozmawialiśmy chwilę, a potem sięgnęliśmy po kieliszki. Nawet nie wiem kiedy usta Molestora dotknęły mich ust. Nie mogłam zaprotestować. Stałam się kompletnie bezwładna. Zanim odpłynęłam zdążyłam zobaczyć jak Alicorn kładzie się obok mnie i zaczyna mnie obejmować. Więcej nie pamiętam.
Obudziłyśmy się rano jednakowo przerażone tym co się stało. Wspomnienia powróciły, co było dziwne, przecież nie powinnyśmy były nic pamiętać. Noc z Molestorem i jego czułe pocałunki. Do reszty bałyśmy się przyznać. To było straszne i przyjemne jednocześnie. Spotkałyśmy się przy wyjściu obie tak samo chętne do ucieczki. Już miałyśmy wyjść gdy przed nami zmaterializował się Molestor.
- Ależ moje panie, chcecie już wyjść? - zapytał się. - Molestia i Molestyna wrócą dopiero za tydzień! Przez ten czas będziemy mieli czas dla siebie - to mówiąc uśmiechnął się lubieżnie i otarł się o nasza zadki. Pędem wybiegłyśmy i poderwałyśmy do lotu. Po godzinie byłyśmy w domu. Nie chciałyśmy się przyznać do tego co się stało. Nie mówiłyśmy o tym. Dopiero później zobaczmy co z tego wyniknie.

***
Dziś urodziły się nasze córeczki. Lepiej będzie jak każda z nas opisze je osobno. Tym razem kolej Luny by pierwsza zaczęła.
Moja córeczka to Moonshine. Jest delikatnie błękitna, a jej falowana błękitno-srebrnogrzywa i skrzydła wyglądają jak skrzydła mojej siostry, Celestii. Po mnie odziedziczyła wzór na zadzie w miejscu Cutie Mark. Mam tylko nadzieję, że nie odziedziczyła po mnie złej formy. Jej róg jest długi i ostry, a skrzydła bardzo duże. Mała jest taka sprytna, że już lata mimo iż dopiero dziś się urodziła. Teraz śpi. Łakoma z niej bestia, ale na razie to nic. I tak jest niezwykle szczupła. Nie wiem jeszcze dokładnie jaki ma charakter. Myślę, że jest odważna ale niecierpliwa. Gdy za pierwszym razem nie udało jej się wlecieć naprawdę się wściekła. Uwielbiam jej platynowe oczy.
Teraz ja, Celestia, napiszę o swojej córeczce. Moja malutka Sunshine jest delikatnie różowa, a to jest takie słodkie. Ma szczupłą sylwetkę. Po mnie odziedziczyła skrzydła, ale widzę, ze w przeciwieństwie do siostry Moonshine nie radzi sobie z nimi tak dobrze. Za to już widać, że świetnie czaruje. Udało jej się nawet lewitować na 2 centymetry! Jestem z niej taka dumna! Ma piękną grzywę, która wygląda jak grzywa Luny, ale jest złoto-żółta. Tak jak Luna i Moonshine ma wzór w miejscu Cutie Mark, ale jej wzór jest błękitny, a jej oczy morskie.
To są nasze córeczki. Nie wiemy czy będziemy mogły dłużej prowadzić ten pamiętnik. Prawdopodobnie jest to nasz ostatni wpis. Teraz czas by to Sunshine i Moonshine prowadziły własny dziennik.